Dobre studia zapewniły mi dobrą pracę, która dawała mnóstwo pieniędzy. Czegóż chcieć więcej? Chyba tylko cycków.
Tak powiedział by normalny facet, ale jako, że ja miałem zniewalającą urodę mogłem sobie na nie pozwolić niemalże wszędzie. Kobiety leciały na facetów w garniturach, jeżdżących dobrymi samochodami. W moim przypadku dodatkiem dającym mi na niemal wszystko zgodę była twarz na widok, której mdlały licealistki.
Te małe pieprznięte dzieciaki zrobiły by wszystko byle by tylko ze mną porozmawiać.
Niedorozwoje jednak nadal przejawiały się w moim dorosłym życiu, a przykładem tego są moje koleżanki z pracy, które co prawda wyglądają nieźle i ich cycki są nawet duże, ale inteligencja nie pozwalała im na nic więcej niż wydukanie jakiegoś cześć, a jak wiadomo - głupia kobieta to żadna zdobycz.
Poza tym, kto potrzebował takiej jęczącej całymi dniami baby? Rozumiem, krótki związek czy jednorazowa przygoda, ale zagadką było dla mnie wiązanie się na całe życie. Cholera wie, po co komu płacić tyle za rozwód czy, broń boże, wesele. Małżeństwo to przecież jedyna forma niewolnictwa uznawanego przez prawo, więc po co robić sobie kłopot. Lepiej nie komplikować naszego krótkiego żywota i przeżyć go jak się chce bez dodatkowej kuli u nogi. Dodatkowym obciążeniem jest już rodzina, o którą trzeba dbać dla zasady i praca, żeby zarobić na jebany czynsz i jedzenie. Tylko ja nie prosiłem się na świat. Chętnie został bym w niebie czy tam chuj wie gdzie, lecz z pewnością nie czułem potrzeby wyjścia z mojej matki w tak niehigieniczny sposób. Niestety nie nad wszystkim się panuje, co już dość mnie denerwowało.
Wkurwień ciąg dalszy czekał mnie w pracy, kiedy to zawód wybrał mi ojciec w oczekiwaniu, iż w ten sposób spełni moje najskrytsze marzenia. Nadal nie wiem jakim jebanym cudem ostałem ofertę pracy w tak dobrze płatnym stanowisku, zarządcy reklamy w samym środku Tokio, kiedy osobą, która mi to oferowała nie była nawet kobietą!
Przyjąłem ją i mój koszmar skończył się tak szybko ja zaczął. Powoli zyskiwałem coraz większy szacunek, aż w końcu stałem się szefem mojego szefa, zarządcą całej firmy Uchihów.
Dostałem także w spadku od rodziców, którzy już łaskawie wykitowali, mieszkanie w centrum miasta. Pokój ich duszą, czy coś.
Potem już samo się potoczyło, pieniądze nagromadziły się na moim koncie wprawiając mnie w stan przypominający orgazm i wszystko inne przestało mieć znaczenie.
Ale wracając do tematu. Wiodłem żywot najbardziej seksownego i szanownego biznesmena w tej okolicy dopóki na mojej kanapie nie pojawiła się pewna osóbka, która łaskawie spierdoliła mi psychikę.
Sakura Haruno swymi przenikliwymi zielonymi oczami przechadzała się wzrokiem po całym salonie obserwując każdy mój ruch. Jej charakterystyczny uśmieszek mógł oznaczać tylko: że zaraz dostanę wpierdol, lub ma dla mnie niekoniecznie miłą niespodziankę.
Z uporem leniwca podałem na stolik paczkę ciasteczek i filiżankę kawy dla różowowłosej. Usiadłem obok niej i spojrzałem za ogromne okno rozciągające się po całej szerokości salonu z widokiem na centrum Tokio.
- Pięknie, prawda? - Zapytała w końcu upijając łyk śmiertelnie drogiej sprowadzanej prosto z Etiopii. Ta suka sobie na nią nie zasłużyła!
- Nie pierdol mi tu teraz o pięknie. Czego chcesz? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie przez co z ust Sakury wydał się ciszy chichot, który przyprawił mnie o ciarki na plecach. Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi przez co podskoczyłem lekko na kanapie. Chwała bogu, landryna nie zauważyła.
W moim salonie pojawił się jakiś łysy skurwysyn, który glanami porodził mi dywan. Ucałował Haruno namiętnie i położył na stole dość sporej wielkości skrzynkę.
- Co to jest? - Zapytałem ostrożnie podchodząc do paczki.
- Dowiesz się jak otworzysz. - Odpowiedział mężczyzna, którego głos był zdecydowanie zbyt głęboki. Zdenerwowany spojrzałem na Sakurę, która co najmniej nie miała zamiaru wyjaśnić mi co tu się dzieje. Duszkiem wypiła resztkę kawy i razem z tym wielkoludem opuściła me wspaniałe królestwo.
Trzeba będzie tu potem trochę odkazić...
Długo zastanawiałem się czy otworzyć to coś. Miałem ochotę wywieźć to gdzieś daleko i zrzucić z urwiska, ale ciekawość jest przecież jedną z najsilniejszych sił napędowych na świcie.
Powolnym ruchem przejechałem opruszkami palców po kartonie zastanawiając się czy to aby na pewno mnie nie zabije. W końcu nadal mam szansę uciec.
Niestety jestem na tyle głupi, że otworzyłem ją i niemalże dostałem zawału.
Zgrozo, nie bomba, nie dynamit, ani żadna inna wybuchowa rzecz tylko dziecko! No...coś na wzór dziecka, bo nie mógłbym tego nazwać człowiekiem. To coś chwilowo spało tuląc do swojego maleńkiego ciałka jeden z dziewięciu puszystych rudych ogonów przyczepionych do zadka. Na głowie miał blond włosy, a między nimi dwoje sterczących uczu.
Przypominał by dziecko, nie, niemowlaka gdyby nie te dodatkowe części ciała.
Nagle to coś otworzyło oczy, a ja jeszcze mocniej wsadziłem głowę w karton by móc lepiej zaobserwować co się stanie. Szybko tego pożałowałem bo to coś uśmiechnęło się ukazując mi szereg maleńkich białych i z pewnością w chuj mocnych zębów!
Ziewnęło przeciągle, uświadamiając mnie, iż jest chłopakiem i stanęło opierając się rączkami o ściankę kartonu.
- To jakiś, kurwa, jebany żart... - Jęknąłem drapiąc się w tył głowy. Wzywać policje? Wojsko, Nasa!? No, co mam do cholery robić!?
Ponownie zbliżyłem się do pudełka wierząc całym swym zmarzniętym sercem, że to coś mnie nie zbije. Wzgardziłem się za głupotę, ten dzieciak nie potrafił nawet wstać.
Szybko pobiegłem do kuchni w chwyciłem w dłoń patyk, który pozostał mi po kwiatach. Dźgnąłem nim lekko to "dziecko", które nadymało policzki upadając na ziemie. Spoliczkowało mnie wzorkiem po czym ponowiło próbę wstania. Zdezorientowany opadłem na sofę nie mogąc wyrzucić z siebie nawet cichego westchnienia. Było mi tak słabo, zasnąłem.
Poczułem jak coś delikatnie głaszcze mój tors. Z uśmiechem na ustach otworzyłem oczy sądząc, że wszystko co wczoraj się w moim życiu wydarzyło to po prostu głupi sen...Kurwa jebana mać!
Niebieskie niczym niebo latem oczy otoczone wachlarzem gęstych czarnych rzęs wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.
Z przerażeniem powtarzałem sobie, aby się nie ruszać, jednak kiedy to coś uśmiechnęło się szeroko ukazując mi biel swoich kłów nie wytrzymałem. Zrzuciłem futrzaka na miejsce obok, a sam odskoczyłem niemalże na drugą stronę pokoju.
Nagle w salonie dało się słyszeć ciche pojękiwania, które chwilę potem zmieniły się w rozpaczliwy płacz. Lekko zdezorientowany przysunąłem się bliżej sofy odsuwając poduszki pod, którymi ryczał gówniarz.
Gdyby nie te uczy i ogony pomyślał bym, że to normalne dziecko, niestety dziś nic nie układało się po mojej myśli i tak się składa, iż otrzymałem od Boga nie jakiegoś bachora tylko zmutowane coś względnie przypominające człowieka.
Akurat moje pojęcie na temat zajmowania się dziećmi było tak absurdalne jak miłość Hitlera do żydów. Nie wiedziałem co mam zrobić, więc zwyczajnie zapchałem mu gębę ciasteczkami. Kuźwa, czy on to może w ogóle jeść!?
Skurwiel, wypluł.
Tak jak oczekiwałem: nie je słodyczy, nie je warzyw, czy on je cokolwiek? Niestety tak, dorwał się do popcornu, którego zostało mi trochę po wczorajszym wieczorze filmowym.
Cóż przynajmniej teraz się czymś zajął i nie drze japy. Tyle dobrze, ale niestety tylko tyle. Co ja mam robić? Wyrzucić go na próg? Przecież od razu się zabije...aż takim chujem nie jestem. To chyba pierwszy raz od pamiętnych czasów kiedy nie mam pojęcia co począć. Może oddać komuś? Ale kto by go chciał? Sam ledwo dostałem zawału na sam jego widok.
Nie pozostawało mu nic innego jak zadzwonić do tej różowej dziwki. Wyjąłem telefon z kieszeni i obserwując jak gówniarz połyka kolejną porcję popcornu wybrałem odpowiedni numer. Tak jak przeczuwałem odpowiedziała mi głucha cisza. Cóż, trzeba będzie się tam jutro zabrać razem z bachorem.
Kiedy ten skończył już pochłaniać kolejną porcję popcornu ja zająłem się paroma istotnymi rzeczami. Dokładnie przeszukałem pudło gdzie znalazłem kartkę z napisem "NARUTO" i poobdzierane paznokciami ścianki kartonu. Ciekawe ile ten dzieciak tam siedział. Znając Sakure mogła zostawić go tam na pewną śmierć głodową, ale jak widać nie jest znów taką bezduszną suką. Albo...w sumie to mi go wcisnęła. Jednak jest.
- Naruto... - Mruknąłem i odwróciłem się w stronę bachora, który wyglądał co najmniej na zdziwionego. Z ust wypadło mu parę ziarenek popcornu, a jego oczy rozszerzy się do rozmiarów spodka. Zaśmiałem się w duszy, wyglądał jak idiota. W sumie to słod...że co kurwa?
- Naru! - Krzyknął torując moje uczy. Uśmiechnął się od ucha do ucha i wrócił do jedzenia pozostawiając mnie w stanie szoku. Czyli to coś jeszcze potrafi coś powiedzieć. No i przynajmniej wiem jak się nazywa.
Jak na ironię przez resztę dnia darł się 'Naru' szalejąc po całym mieszkaniu. Z trudem przyszło mi go złapać, bo był cholernie szybki i dobrze się bronił.
Skończyło się na pogryzionych rękach i ramieniu, ale w końcu udało mi się go dorwać. Puściłem w TV jakąś bajkę i posadziłem na kanapie. Otworzył japę i zainteresowany wpatrywał się w pudło.
Ja wróciłem do kuchni i zrobiłem sobie herbatę. Serio, świat się wali. Przecież ja do cholery nienawidzę tego ohydnego napoju.
- Naaaa! - Blondyn krzyknął i wyciągając do mnie swoje maleńkie rączki. Uśmiechnął się rozczulająco dając mi do zrozumienia, że jak nie podejdę to najprawdopodobniej się rozpłacze na dobre. Mały wredny gnom.
Przewracając oczami usiadłem obok niego na kanapie. Kiedy przytulił się do mojej ręki włosy na całym ciele stanęły mi dęba. Spojrzałem na niego jak na idiotę, lecz ten po prostu oglądał jakąś głupią kreskówkę. Próbowałem patrzeć na to razem z nim, ale niestety nie udało mi się wytrwać nawet piętnastu minut. Zasnąłem.
Nagle obudził mnie przeraźliwy krzyk. Delikatnie otworzyłem oczy i spojrzałem na telewizor gdzie leciał jakieś krwawy horror. O kurwa! Potem mój wzrok przeniosłem na siedzącego obok mnie blondyna, który wpatrywał się w telewizor jakby miał zaraz umrzeć ze strachu. Maleńkie paznokcie wbijał mi w nadgarstek i marszczył charakterystycznie brwi. Momentalnie chwyciłem pilota i wyłączyłem TV.
Bachor jeszcze przez pare sekund widocznie nie wiedział co ze sobą zrobić. Potem już tylko w jego oczach nagromadziły się łzy, jednak jestem na tyle zajebisty, że zareagowałem od niego szybciej, podniosłem go i przytuliłem do piesi nie pozwalając mu wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Tak jak oczekiwałem zasnął w moich ramionach. Niestety nie dało się go ze mnie ściągnąć co bardzo utrudniało mi funkcjonowanie. No i okropnie śmierdział....
Zmęczony całym tym dzień dotarłem do sypialni. Położyłem się na łóżku nie zważając nawet na Naruto, który z całych swoich sił uczepił się mojej koszulki.
~~~~
No! Postanowiłam napisać to coś. Czytałam kiedy podobne opowiadanie i tak jakby "pożyczyłam pomysł". Jeżeli owa osoba natrafi się na to niech po prostu uzna to za komplement. Z tego co pamiętał był to najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam :3 Pozdrawiam wszystkich.
Hahahahaha, to jest świetne... XD
OdpowiedzUsuńNie wyrabiałam ze śmiechu, serio XD
... Hmm ... Mówiłam, że kocham jak piszesz? <3
Najlepsze z tą paczką... Mógł jej jednak nie otwierać... Nie byłoby kłopotu, a teraz to niech wzywa te wojsko czy coś tam... xd
Pozdrawiam i weny życzę! <3
Jezu tego sie nie spodziewalam xD Myslalam ze w tej paczce bedzie cos bardziej... normalnego? Tak to chyba to slowo xD
OdpowiedzUsuńJuz kocham to opo <3333
Pozdrawiam i pragne wiecej ;********
O ja cie.. Na początku nie wiedziałam o co wgl chodzi,ale potem.. No kuźwa, rozwaliłaś mi totalnie system xd Ahahaha:D coś cudownego i dziwnego zarazemxd
OdpowiedzUsuńczekam na kontynuację:3
U mnie nowy rozdział, zapraszam:D
Ukazał się kolejny rozdział, zapraszam:)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdopiero co natrafiłam na Twój blog, obecnie przeczytałam jedynie „Maximum rate”, ale ale to i one-shot w najbliższych dniach nadrobię (brak czasu...) opowiadanie bardzo mi się spodobało wspaniale piszesz, ciekawie i sama historia jest interesująca... Lubię opowiadania, w których Naruto nie jest głupkiem, a jest wyluzowany, wredny... i taki o to tutaj jest... choć mam nadzieję, że pogodzi się z Kinem, jeden i drugi potrzebowali siebie.. Do zobaczenia niebawem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia